Piątek, piąteczek, piątunio zaczął się od mocnego wejścia w Ekstraklasowe meandry. Pierwszy mecz raczej nie dostarczył wielu emocji, bo grał w nim tylko jeden zespół. Absolutnie tragiczna Korona w tym meczu nie istniała. Nawet nie udawała, że jej się chce. Po kwadransie już było wszystko jasne. Szybkie 2:0 i Radomiak tylko się bawił.
Goście grają mocno w kratkę, ale jednak takiej klęski nikt się nie spodziewał, zwłaszcza z zespołem z Radomia, który też ma swoje niemałe problemy, zwłaszcza w defensywie.
Warto tu napisać dwa słowa o gospodarzach. Grali szybko, z polotem i skutecznie. 3 bramki Leandro Rochy mówią same za siebie. Graliśmy jego celny strzał, więc “czutka” była dobra, ale on przeszedł samego siebie. Fantastyczny występ zarówno wspomnianego napastnika, jak i całego zespołu. Trzeba również zwrócić uwagę na czyste konto Radomiaka, które ostatni raz miało miejsce… w maju tego roku.
Zero zaskoczenia. Było dokładnie tak jak pisałem w zapowiedzi do 9 kolejki, oraz tak jak chyba większość obserwatorów Ekstraklasy się spodziewała. Legia jest bez formy od dawna, w sumie to trudno sobie przypomnieć dłuższy okres, kiedy legioniści tę formę mieli. No bo trudno nazwać “formą” lepsze mecze, które zdarzają się od przypadku do przypadku, a zwykle zależy to bardziej od formy i klasy rywala, niż dobrej postawy ekipy z Warszawy.
Gra Legii zaczyna być nie tylko słaba, ale wręcz kompromitująca dla tak dużego klubu. Nastroje stają się bardzo złe i gorące. Jeśli trener Feio szybko czegoś nie zmieni, to nie będzie miał już czasu pokazać, czy faktycznie jest tak dobrym trenerem, jak do niedawna jeszcze się mówiło. W mojej opinii Legia go przerosła i jeśli miałbym obstawiać, to do końca roku będziemy mieć kolejną zmianę trenera.
Pogoń u siebie to zupełnie inna drużyna, niż w meczach wyjazdowych i oczywiście znów zgodnie z przewidywaniami to udowodnili. Dobry mecz, choć może nie wybitny, ale na Legię spokojnie to wystarcza. Szczecinianie wracają na dobre do czołówki Ekstraklasy, a Legia się od niej oddala i nie widać światełka w tunelu.
Tak sobie przeglądam ten mecz, krótko analizując statystyki i mała ciekawostka na początek: w meczu mieliśmy 21 fauli i 11 żółtych kartek oraz jedną czerwoną. Trzeba przyznać, że piłkarze nie bawili się w zbędne uprzejmości. Najniższa linia fauli nie byłaby pokryta, a najwyższa na kartki owszem i to z wielkim zapasem.
Jeśli chodzi o samo spotkanie, to znów tutaj nie było wielkich zaskoczeń. Wygrał zespół lepszy, mający więcej czysto piłkarskiej jakości oraz nieco szczęścia.
Można przewrotnie powiedzieć, iż w tym meczu mieliśmy dwóch gospodarzy. Puszcza wynajmuje stadion Cracovii i całkiem nieźle się na nim czuje, ale to jednak Pasy były prawdziwym gospodarzem, co było słychać nawet na trybunach. Trzeba to było wykorzystać.
Sporym zaskoczeniem było objęcie prowadzenia przez Puszczę, ale nawet na chwilę nie zwątpiłem, że długo taki stan rzeczy nie powinien trwać. Wyrównał, a potem objął prowadzenie zespół lepszy i po raz kolejny należy pogratulować zespołowi Dawida Kroczka umocnienia się na 2 miejscu w ligowej tabeli.
Gospodarze zwyciężyli zgodnie z planem, ale nie bez problemów. Po szybkiej pierwszej bramce Jagiellonii wydawało się, że mecz ułoży się po ich myśli i będziemy tylko czekać na ich kolejne gole. Nic bardziej mylnego. Lechia grała dobrze, żeby nie powiedzieć bardzo dobrze. Szybko wyrównali stan gry i jeszcze przed przerwą objęli prowadzenie.
Jaga prezentowała się bardzo przeciętnie i kibice powoli mogli zacząć się niepokoić już nawet nie tylko o zwycięstwo, ale choćby o remis.
Jednak wejście Jesusa Imaza odmieniło grę gospodarzy. Jego brak w wyjściowej jedenastce był sporym zaskoczeniem, ale może właśnie tego potrzebował, bo od razu przebieg spotkania się zmienił, a on sam strzelił gola na 2:2, a za kilka minut mieliśmy rzut karny i tzw. “łamaka”. Jagiellonia dowiozła korzystny wynik do końca spotkania, ale to nie był wcale dobry mecz z ich strony. Nikt jednak nie będzie o tym pamiętał za kilka dni. Liczą się bardzo ważne 3 punkty i zbliżenie się do czołowych zespołów ligi.
Liczyłem na kolejne ciekawe spotkanie w Łodzi, ale chyba trochę się zawiodłem. Nie był to porywający mecz z wieloma okazjami bramkowymi. Gospodarze już w 12 minucie ustalili wynik tego spotkania i cofnęli się do obrony. Piast atakował nieporadnie i bez pomysłu. Tak naprawdę dopiero końcówka meczu przyniosła sporo emocji. Ostatnie 10 minut to więcej okazji do strzelenia bramki niż przez cały mecz. Piastunki spokojnie mogli ten mecz zremisować, o ile nawet nie wygrać. Było blisko, ale jednak Rafał Gikiewicz po raz kolejny pokazał klasę i udowodnił, że zalicza się do ścisłej czołówki bramkarzy Ekstraklasy.
Widzew zajmuje po tym meczu 5 miejsce w tabeli i może powoli zacząć realnie patrzeć w górę, niż w dół, zwłaszcza że tylko jedno zwycięstwo dzieli ich od miejsca na podium.
Po gościach bardzo widać brak Ameyawa i trener Aleksandar Vuković musi szybko znaleźć dla niego jakieś godne zastępstwo.
Wielki Górnik Zabrze rozbił słabego beniaminka i pokazał im miejsce w szeregu. W tym jednym zdaniu można ująć to podsumowanie.
Z zaciekawieniem oglądałem ten mecz, zastanawiając się, jak zagra Górnik po 3 porażkach z rzędu. Zwłaszcza że GieKSa radziła sobie dotychczas bardzo przyzwoicie. Zabrzanie odpowiedzieli na kiepską serię najlepiej, jak to było możliwe. Od samego początku ogromna presja, dynamika i agresja. Stłamsili zespół gości, nie dając im dojść do głosu przez pierwsze minuty spotkania. Ci jednak z biegiem czasu się odgryzali i uczciwie trzeba przyznać, że zasłużyli na jednego gola. Liczy się jednak to, co mamy “w sieci”, a strzelał tylko Górnik. Lucas Podolski po raz kolejny udowodnił, że umiejętnościami przerasta tę ligę o dwie klasy, a nogę ma świetnie ułożoną. Nie musi biegać wiele, wystarczy, że partnerzy dograją mu dobrą piłkę i efekty wszyscy widzimy.
Myśląc o Górniku grającym w Zabrzu, zawsze wyobrażam sobie właśnie taki mecz. Głośne trybuny, kibice niosący zawodników do zwycięstwa, dużo agresji po stronie piłkarzy, wysoki pressing, agresja. Jeśli tylko Górnik gra “swój mecz”, to Zabrze jest niezwykle trudnym terenem, o czym boleśnie przekonała się ekipa z Katowic.
Jednostronny, ale dobry mecz.
Niezwykle cenne zwycięstwo gospodarzy wcale nie przyszło łatwo. Motor miał swoje sytuacje i szczęście dopisywało Stali, ale jednak to oni byli skuteczniejsi. Trzeba docenić i zauważyć, że zagrali całkiem nieźle i zachowali czyste konto. Wynik mógł być wyższy, ale bramkarz Motoru spisywał się w bramce nieźle, przepuszczając tylko jeden strzał.
Stal Mielec łapie tlen, zbliża się do zespołów będących wyżej w tabeli oraz wypracowując sobie 3 punkty przewagi nad Śląskiem Wrocław. Każde kolejne zwycięstwo może im dać wyjście ze strefy spadkowej.
Motor póki co utrzymuje pewne miejsce w środku tabeli i jeśli będzie zbierał punkty zwłaszcza u siebie, nie powinien martwić się o ligowy byt.
Choć przed meczem nic na to nie wskazywało, to mieliśmy do czynienia z dominacją gospodarzy. Na pierwszego ich gola Zagłębie było jeszcze w stanie odpowiedzieć przepięknym strzałem, ale to było w zasadzie wszystko, na co mogli liczyć goście. Przyznam, że kompletnie nie spodziewałem się takiego przebiegu spotkania, a już na pewno nie tak wysokiego rezultatu.
Raków zaskoczył, ale zaskoczył bardzo pozytywnie. W końcu skuteczna gra z rozmachem. Dotychczas kolokwialnie mówiąc “męczyli bułę”, często przepychali kolanem dobre wyniki, a ich stan punktowy był nawet lepszy, niż faktycznie na to zasługiwali. O ile wcześniej można było mieć wątpliwości i zastrzeżenia do ich gry, tak teraz zamknęli usta krytykom.
Zagłębie zaś ginie w ligowej szarzyźnie i coraz bardziej niebezpiecznie zbliża się do rejonów strefy spadkowej. Mało tego, oni już tam są ex aequo z Lechią Gdańsk oraz Puszczą Niepołomice. Nie chcę pisać, że posada trenera Fornalika wisi na włosku, ale na pewno gra lubinian pozostawia bardzo wiele do życzenia i nie są oni przyzwyczajeni do tak niskich pozycji w ligowej tabeli. Zmiany i zwycięstwo potrzebne ‘na wczoraj”.
Zaskakująco skromne zwycięstwo gospodarzy, ale to najniższa możliwa kara. Śląsk gra źle, Śląsk nie ma swojego stylu, gra ofensywna istnieje tylko z pozoru. Wczoraj większość strzałów to te z dystansu i raczej niskich lotów. Niesamowity zjazd zalicza Wicemistrz Polski, ale ja wciąż uważam, że wynik z poprzedniego sezonu był mocno na wyrost i bardzo zakłamywał rzeczywistość. W mojej opinii udało im się tego dokonać słabością innych. Dodatkowo osłabiając się i nie szukając realnych wzmocnień, trudno oczekiwać innych rezultatów.
Mimo wszystko ekipa z Wrocławia jest wybitnie słaba od początku sezonu i jako jedyna nie zanotowała jeszcze ani jednego zwycięstwa. Ciekawe na jak długo wystarczy cierpliwości kibicom i włodarzom. Po Goncalo Feio, Waldemarze Fornaliku, to właśnie Jacek Magiera może mieć najgorętsze krzesło.
Lech w tym meczu był nieskuteczny, ale cały czas bardzo dobry. Gra napawa optymizmem i nawet brak Michaela Ishaka nie spowodował, że wyglądali gorzej w ofensywie. Zwłaszcza że to właśnie jego zmiennik strzelił zwycięskiego gola. Lechici się nie zatrzymują i pewnym krokiem zmierzają ku Mistrzostwu Polski. Jeśli nie pojawi się jakaś poważna zapaść, to aż trudno sobie wyobrazić dla nich konkurencję.
Podsumowanie 9 kolejki pod kątem moich typów i propozycji:
Na zielono: 7
Na czerwono: 2
Skuteczność kolejki: ~78%
Skuteczność sezonu: 18/26 (~69%)
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.
Nie masz konta? Zarejestruj się.