Od początku meczu to gospodarze ruszyli do zdecydowanych ataków, a Pogoń miała wiele szczęścia, że nie straciła gola. Później gra się nieco uspokoiła i wyrównała, choć ku zaskoczeniu, to gospodarze wyglądali lepiej. W końcu Pogoń doszła do głosu i po rykoszecie obiła nawet poprzeczkę. Chwilę później to jednak GieKSa dopięła swego i po rzucie wolnym Jędrych strzelił gola, choć było w tym golu sporo przypadku. Pomimo niekorzystnego rezultatu, do końca połowy Pogoń nawet nie zagroziła bramce Kudły.
W drugiej połowie niewiele się działo, goście jak to na wyjazdach, wyglądali bardzo źle.
Końcówka meczu trochę szalona. GKS podwyższył prowadzenie, a po chwili Pogoń zdobyła bramkę kontaktową i zrobiło się gorąco, ale błyskawicznie z kontry gospodarze zdobyli gola i ustalili wynik spotkania.
Bardzo dobra gra zespołu z Katowic i słabiutka Pogoń, która znów udowadnia, że ma dwie twarze, a dzisiaj widzieliśmy tą zdecydowanie gorszą. Nie da się dostać do pucharów, wygrywając mecze tylko na stadionie w Szczecinie i to jest aspekt do szybkiej poprawy.
W Gdańsku mieliśmy okazję obejrzeć szybkie i całkiem ofensywne spotkanie. Tego oczywiście mogliśmy się spodziewać i na pewno nie było nudno. Na początku inicjatywę przejął Widzew i mógł, a wręcz powinien szybko objąć prowadzenie, lecz zabrakło skuteczności. Do głosu jednak doszła Lechia i tym razem to zespół z Gdańska był lepszy. W końcu ataki gospodarzy zostały zwieńczone golem z rzutu karnego. Zasłużone prowadzenie po pierwszej połowie.
Druga połowa to już mocne ataki Widzewa i gol wisiał w powietrzu. Udało się tego dokonać w 74 minucie, również z rzutu karnego. W drugiej połowie Lechia praktycznie nie istniała, to łodzianie dążyli do zwycięstwa i powinni ten mecz wygrać. Ostatnia minuta, sytuacja sam na sam i broni bramkarz. Oj będzie Widzew czuł niedosyt po tym meczu.
Od początku meczu było jasne, kto będzie atakował, a kto często rozpaczliwie bronił. Nie było więc zaskoczenia, gdy Raków “siadł” na Puszczy i rzadko pozwalał na kontry. Widać było różnice klas. Pewnym zaskoczeniem było wystawienie w pierwszym składzie Iviego Lopeza, bo nie było to zapowiedziane. Jednak już po pierwszej połowie można było sobie przypomnieć wszystkie jego atuty. Gracz zdecydowanie przerastający naszą ligę. Luz, świetna technika, pewność siebie, dokładność podań oraz fantastyczny strzał z rzutów wolnych. W ten właśnie sposób zdobył swojego gola i nadawał tempo grze.
Puszcza w tym meczu nie istniała nawet przez chwilę. Raków znów jest mocny, Raków znów wraca na swoje miejsce, czyli do czołówki ligowej tabeli. Widać, że ekipa Marka Papszuna się rozkręca i powoli można zapomnieć o nudnych meczach, które szczęśliwie przepychali kolanami.
Dziwne spotkanie. W pierwszej połowie wyraźną przewagę miał Motor, ale to Śląsk schodził na przerwę, prowadząc 1:0, a powinien nawet wyżej, bo fantastyczną okazję zepsuł Samiec-Talar, dobijając strzał Świerczoka i trafiając w poprzeczkę. Pomimo prowadzenia Śląsk wyglądał słabiutko i było to niezasłużone prowadzenie.
W drugiej połowie gra się nieco wyrównała, Motor cały czas miał inicjatywę, ale brakowało klarownych okazji. Gdy wydawało się, że ekipa Jacka Magiery sięgnie po pierwsze zwycięstwo w sezonie, stało się to… Motor pod koniec meczu doprowadził do wyrównania i gdy już dopisywaliśmy obu ekipom po jednym punkcie, w ostatniej minucie meczu, po przepięknym rzucie wolnym Motor strzelił zwycięskiego gola. Niesamowity zwrot akcji i dramat piłkarzy Śląska.
Posada Jacka Magiery zagrożona? Trudno powiedzieć, ale teraz będzie prawdziwy test cierpliwości włodarzy drużyny z Wrocławia. Trener wciąż cieszy się poparciem kibiców, zarząd również po raz kolejny potwierdził do niego zaufanie, ale Śląsk gra bardzo źle, szoruje po dnie, a na domiar złego ma jeszcze pecha. To będzie długi i nerwowy tydzień we Wrocławiu.
Odnoszę wrażenie, że trener Legii Goncalo Feio zaczyna zachowywać się nerwowo już nie tylko na ławce rezerwowych, ale podejmując decyzje czysto taktyczne. Nagła zmiana ustawienia oraz posadzenie dwóch napastników na trybunach, ale też Tomas Pekhart (który jest bez formy już od 2 sezonów) w wyjściowej jedenastce wygląda zastanawiająco. Wygląda to, jak nerwowe zachowania i zmiany, które raczej rzadko kiedy prowadzą do czegoś dobrego.
Standardowo już, Legia szybko straciła gola i musiała gonić wynik. Górnik nie był wcale w dobrej dyspozycji, rzadko pojawiał się pod bramką Legii, ale już od dłuższego czasu niewiele trzeba, aby pokonać Kacpra Tobiasza.
Trzeba jednak oddać, że Legia miała swoje momenty, a fragmentami nawet dominowała. Niewiele jednak z tego wynikało, bo znów zabrakło klarownych sytuacji bramkowych. Wyrównanie nastąpiło dość szczęśliwie po rzucie rożnym i pięknej bramce, strzelonej przez Pankova.
Druga połowa to znów wyraźna przewaga Legii i brak szans na strzelenie bramki. Ostatecznie spotkanie zakończyło się remisem i choć Legia była w tym meczu lepsza, to zabrakło konkretów. Tym samym Legia przedłuża beznadziejną passę meczów bez zwycięstwa, a już kolejnym rywalem… Real Betis, a zaraz po nim Jagiellonia Białystok.
Plotki o zmianie trenera Legii powoli zaczynają być coraz głośniejsze. Jak można przeczytać, włodarze Legii już poważnie oraz aktywnie sondują rynek trenerski. Wiele wskazuje na to, że o przyszłości Goncalo Feio zadecyduje kolejny tydzień. Osobiście stawiam tezę, że los trenera Legii jest już przesądzony i zmiana nastąpi wkrótce, niezależnie od wyników.
Mecz dwóch słabych drużyn, z których tą słabszą na chwilę obecną wydaje się Zagłębie. Oglądając to spotkanie, trudno jednak było wskazać ekipę wyraźnie lepszą. Jeden i drugi zespół obił słupek i mógł strzelić gola, ale zabrakło nieco precyzji oraz szczęścia. Pierwsza połowa zakończyła się sprawiedliwym remisem.
Po przerwie obraz gry radykalnie się nie zmienił. Nadal optycznie przeważało Zagłębie, ale nic z tego nie wynikało. Można powiedzieć, że gospodarze grali w piłkę, a to Radomiak stworzył najgroźniejszą sytuację. Hładun instynktownie obronił strzał Grzesika i to Miedziowi mieli furę szczęścia.
Wszyscy już chyba pogodzili się z remisem, aż tu nagle młodzieżowiec Zagłębia Tomasz Pieńko strzelił gola na 1:0 w 92 minucie meczu. Takim wynikiem zakończyło się spotkanie i gospodarze dopisują sobie niezwykle ważne i długo wyczekiwane 3 punkty, tym samym wydostając się poza strefę spadkową.
No i ja w szoku. Korona naprawdę dała radę. Ostatecznie wynik się zgadzał, bo Lech dowiózł zwycięstwo, ale przyszło mu to wyjątkowo trudno.
Pierwsza bramka padła dla Lecha i wydawało się, że całe spotkanie znów gładko się ułoży, lecz nic bardziej mylnego. Korona szybko się otrząsnęła, ku zaskoczeniu przejęła inicjatywę i po kontrze strzeliła bramkę na 1:1. Takim też wynikiem zakończyła się pierwsza połowa i była to niespodzianka.
W drugiej połowie szok. Po kontrowersyjnym rzucie karnym gospodarze objęli prowadzenie, a ich gra wyglądała całkiem nieźle. Trudno uwierzyć, jaka nastąpiła metamorfoza zespołu z Kielc w porównaniu z poprzednią kolejką i meczem z Radomiakiem. Cóż, po prostu Ekstraklasa.
Lech jednak pozbierał się błyskawicznie, strzelając 2 bramki w odstępie kilku minut. Co istotne, wszystkie 3 gole strzelił nowy zawodnik Kolejorza Patrik Walemark. Czyżbyśmy mieli godnego zastępcę Ba Louy?
Lech kontynuuje fantastyczną serię i umacnia się na pierwszym miejscu tabeli. Obecnie trudno sobie wyobrazić inną drużynę, która może im przeszkodzić w zdobyciu Mistrzostwa Polski.
Mecz w Gliwicach to był mecz, który najtrudniej było mi typować. Piast jest u siebie mocny, bardzo rzadko przegrywa. Z kolei Jagiellonia gra w kratkę, choć ostatnio wygląda trochę lepiej. Na wyjazdach jednak radziła sobie raczej słabo. Mimo wszystko potencjał ekipy z Podlasia jest spory i w każdej chwili mogą zaskoczyć.
Tym razem trafiła się solidna Jagiellonia, zwłaszcza w obronie. Finalnie udało się ten mecz wygrać, ale bardziej słabością Piasta, który zagrał jeden ze słabszych meczów tego sezonu. W obronie wyglądało to jeszcze całkiem nieźle, ale kompletnie zabrakło jakości i konkretów w ofensywie. Gospodarze nie wyglądali na zespół, który za wszelką cenę dąży do zwycięstwa. To dość zaskakujące, bo po tym meczu mogli być bardzo blisko najlepszej trójki Ekstraklasy.
Jagiellonia dopisując sobie kolejne 3 punkty potwierdza, że powoli się odradza i wraca do ścisłej ligowej czołówki. Wydawało się, że ten sezon będzie dla nich znacznie mniej udany, ale na razie ekipa Adriana Siemieńca robi co może, aby zadać kłam tej tezie.
Uczciwie przyznam, że nie wierzyłem w Stal Mielec. Oglądałem kilka ich meczów i zupełnie nie przekonywali. Mieli od czasu do czasu lepsze momenty, ale… no właśnie, to były tylko momenty. Nie przekładało się to na punkty i nie było wiele zespołów w Ekstraklasie, które grały gorszy i brzydszy futbol.
Jednak w tym meczu widziałem zupełnie inną drużynę. Stal miała wiele okazji do strzelenia bramki, często ich kontry były bardzo groźne i to gospodarze powinni się cieszyć, że do pewnego momentu przegrywali różnicą tylko jednej bramki.
Cracovia cały czas przeważała i próbowała atakować, ale brak było klarownych okazji. Nie mogli się w pełni odkryć, bo goście co rusz groźnie kontrowali. W końcu jednak dopięli swego, ale było to po kontrowersyjnym rzucie karnym. Wtedy to Pasy rzuciły się z na Stal z całą mocą, jednak zabrakło już czasu na strzelenie zwycięskiego gola.
Podsumowując, widzieliśmy chyba najlepszą Stal w tym sezonie i mało przekonującą Cracovię. Wynik meczu wydaje się sprawiedliwy.
Jeśli chodzi o podsumowanie typów na weekend, to po słabej sobocie (1/3) przyszła świetna niedziela (3/3) i poniedziałek (1/1). Szybkie podsumowanie:
Na zielono: 6
Na czerwono: 3
Skuteczność kolejki: ~67%
Skuteczność sezonu: 24/35 (~69%)
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.
Nie masz konta? Zarejestruj się.